Monday, November 30, 2009

Oświęcim i Brzezinka, cz. 1/4 Cala prawda roszczenia zydowskie wobec Polski

Oświęcim i Brzezinka, cz. 1/4 Cala prawda roszczenia zydowskie wobec Polski


part 2

Oświęcim i Brzezinka, cz. 1/4 Cala prawda roszczenia zydowskie wobec Polski

Oświęcim i Brzezinka, cz. 1/4 Cala prawda roszczenia zydowskie wobec Polski

Iwo Cyprian Pogonowski OSZCZERSTWA BRUMBERGA W PRESTIŻOWYM PIŚMIE AMERYKAŃSKIM ,,FOREIGN AFFAIRS”

Iwo Cyprian Pogonowski OSZCZERSTWA BRUMBERGA W PRESTIŻOWYM PIŚMIE AMERYKAŃSKIM ,,FOREIGN AFFAIRS”

Państwowe Muzeum Oświęcim - Brzezinka - Auschwitz - Birkenau

Tadeusz Wojtkowski - Prezes Towarzystwa Historycznego Stop

Janusz Marszałek - założyciel pierwszej w Polsce prywatnej wioski dziecięcej, prezes spółki akcyjnej "Maja"

Marek Rawecki - Zespół ds. Studium zagospodarowania przestrzennego strefy ochronnej Państwowego Muzeum w Oświęcimiu

Jan Knycz - Przewodniczący Rady Miejskiej w Oświęcimiu

Edward Moskal - Prezes Kongresu Polonii Amerykańskiej

Profesor Iwo Cyprian Pogonowski





Rada Polityki Zagranicznej USA (The Council on Foreign Relations in Washington) wydaje dwumiesięcznik pt. Sprawy Zagraniczne (Foreign Affairs Magazine), w którym jest wyznaczany zakres alternatyw polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych. Rada Polityki Zagranicznej USA zajmuje dominującą pozycję dzięki ciągłości swego istnienia i składu członków, którzy zaliczają się do najwybitniejszych naukowców i dyplomatów Stanów Zjednoczonych. Od Drugiej Wojny Światowej rada ta wybrała każdego ministra spraw zagranicznych USA, niektórzy z nich nie byli osobiście znani prezydentom, którym mieli służyć. Wrześniowy i październikowy numer Spraw Zagranicznych zawiera oszczerczy artykuł o Polsce p.t. Polacy i Żydzi Abrahama Brumberga, w którym z aprobatą cytowane jest zdanie z książki ,,Sąsiedzi” J. T. Grossa: "zbrodnicze refleksy społeczeństwa polskiego skierowane przeciw Żydom nie były przypadkowymi zdarzeniami...." Wypowiedz ta jedynie zmienia podmiot napaści podczas gdy jest równoznaczna ze znaną opinią Hitlera o Żydach jako rasie urodzonych zbrodniarzy.

Zamieszczenie tak oszczerczego i antypolskiego artykułu w "Sprawach Zagranicznych" bezpośrednio po oficjalnej wizycie prezydenta Kwaśniewskiego w USA oznacza, że polityka amerykańska w stosunku do Polski nie uległa poprawie mimo przyjaznych spotkań obu prezydentów przed kamerami telewizyjnymi.

Od dawna znana rasistowska i wroga postawa Brumberga wobec Polski jest bardzo podobna do stanowiska nazistów wobec Żydów w czasie Drugiej Wojny Światowej. W artykułach ,,Poles and Jews” oraz ,,Murder Most Foul” Brumberg potępia Naród Polski razem z jego tradycją tolerancji i walki o wolność. Brumberg stara się przedstawić Polaków jako degeneratów, których jedynym celem w życiu jest znęcanie się nad Żydami. Jest to analogiczne do nazistowskiego obrazu Żydów prze wojną, których jedynym celem w życiu miało być szkodzenie aryjczykom. Nie ulega wątpliwości, że rasistowski artykuł Brumberga, jak i wspomniana książka Grossa prowadzą do wzajemnej nienawiści i utrudniają zjednoczenie się ludzi w szacunku do ofiar minionych krzywd, niesprawiedliwości i zbrodni systemów totalitarnych.

Należy raz jeszcze zaznaczyć, że Rada Polityki Zagranicznej USA (The Council on Foreign Relations in Washington) wyznacza kierunek polityki zagranicznej USA i ma więcej wpływu na stosunki Stanów Zjednoczonych z innymi państwami niż mają tak parlament, jak i prezydent USA. Wydanie w obecnej chwili artykułu pełnego pogardy i oszczerstw pod adresem Polski oznacza poparcie przez Rade Polityki Zagranicznej USA kampanii wymuszenia okupu od Państwa Polskiego, i to na bez porównania większą skalę, niż okup który niedawno zapłaciła Szwajcaria. Kampanią tą, o czym już pisałem we wcześniejszych artykułach, kieruje Światowa Żydowska Organizacja Roszczeniowa (World Jewish Restitution Organization of the World Jewish Congress).

Po wojnie, żydowski ruch roszczeniowy ( World Jewish Restitution Organization of the World Jewish Congress) odniósł sukcesy w zdobywaniu kolosalnych sum od rządu niemieckiego, a ostatnio uzyskał on od banków szwajcarskich sumę tysiąc dwustu pięćdziesięciu tysięcy milionów dolarów (miliarda dwustu pięćdziesięciu tysięcy) niby jako odszkodowanie za sprzeniewierzenie trzydziestu dwu milionów dolarów w 755 kontach przedwojennych (według oficjalnej komisji bankiera amerykańskiego Volckera). Uważa się, że tak wielka suma była okupem banków szwajcarskich zagrożonych bojkotem i utratą prawa do funkcjonowania na rynku nowojorskim. Ostatnio ruch roszczeniowy uzyskał od władz niemieckich blisko połowę całego funduszu odszkodowań za pracę niewolniczą w Niemczech bez sporządzenia odpowiedniej listy imiennej. Stało się to ku oburzeniu jeszcze żywych setek tysięcy weteranów pracy niewolniczej w Niemczech. Ludzie ci zdają sobie sprawę, że obecnie przy życiu nie ma więcej jak dziesięć tysięcy żydowskich weteranów pracy niewolniczej, ponieważ było ich już tylko około pięćdziesięciu tysięcy w 1945 roku na terenie Niemiec.
Teraz aby móc w dalszym ciągu funkcjonować i wymuszać odszkodowania od następnego państwa, ruch roszczeniowy musi udowodnić opinii światowej, jakie to jeszcze inne państwo brało udział w zagładzie Żydów. Tak wiec teraz przyszła kolej na Polskę, w której nieruchomości (tereny, budynki, etc.) jako członka NATO i potencjalnego członka Unii Europejskiej wnet będą bez porównania więcej warte niż są w dniu dzisiejszym. Tak więc wartość rynkowa przedwojennych posiadłości żydowskich w Polsce pójdzie w górę, wielokrotnie wyżej niż jest ich obecna wartość – stanowi to łakomy kąsek dla ,,przedsiębiorstwa Holokaust”.

Zdobycie prawa własności do tych obiektów przez żydowski ruch roszczeniowy może być spowodowane presją amerykańską na Polskę. Obiekty te przedstawiają około 15% do 20% całego polskiego majątku narodowego i będą wkrótce warte ponad sto tysięcy milionów dolarów (sto miliardów dolarów), tak że zdobycie kontroli nad nimi uczyniłoby ruch roszczeniowy (World Jewish Restitution Organization of the World Jewish Congress) największym potentatem finansowym i politycznym w Polsce. Ruch ten w krótkim czasie mógłby zmienić Polskę w satelitę Izraela i mieć ją w rezerwie na ponowną kolonizację przez Żydów, zwłaszcza jeśli ich życie w Izraelu stanie się nie do zniesienia.

Po Polsce żydowski ruch roszczeniowy najprawdopodobniej zainteresuje się Węgrami, Czechami, Słowacją, a następnie byłymi republikami sowieckimi Ukrainą, Białorusią, Litwą i Łotwą, w miarę jak kraje te odbudują się gospodarczo i będą mogły wstępować do NATO i do Unii Europejskiej, co jak wiemy nie wydaje się odległą perspektywą.

Żydowski ruch roszczeniowy jest popierany przez syjonistyczne lobby, które już zorganizowało pogróżki członków amerykańskiego parlamentu pod adresem Polski - senator Hilary Clinton jest jednym z prowodyrów w akcji tych pogróżek. Niedawno członkowie Sejmu polskiego, którzy usiłowali ograniczyć wysokość odszkodowań żydowskich byli oskarżeni przez Światowy Związek Żydów (World Jewish Congress) o "anty-amerykanizm" – oszczercze oskarżenie bardzo szkodliwe dla Polski, gdy jest ona tak bardzo uzależniona od dobrej woli rządu amerykańskiego. Oskarżenia te są wygłaszane mimo tego że w czasie niedawnej formalnej wizyty prezydenta Kwaśniewskiego, prezydent Bush powiedział, że Polska jest najbardziej proamerykańskim krajem w NATO.

Powtórzenie Schematu Propagandy Nazistowskiej

Żydowski ruch roszczeniowy (World Jewish Restitution Organization) zdobywa wielki rozgłos, który daje mu darmową światową reklamę. Od lat było wiadomo, że w czerwcu 1941 roku rząd niemiecki zdecydował się rozpowszechniać propagandę mającą przekonać świat, że niemiecka inwazja na Sowiety była entuzjastycznie witana przez ludność, która doświadczyła sowieckiego terroru. Niemiecka propaganda głosiła, że ludność terenów przyfrontowych z zemsty masowo mordowała komunistów i Żydów. Mordy te były opisywane jako reakcja ludności miejscowej na wcześniejsze sowieckie prześladowania.

Żeby zapewnić sukces swojej propagandzie nazistowski rząd niemiecki nakazał (rozkaz R. Heydricha z 29 czerwca 1941 roku) oddziałom egzekucyjnym zacierać wszelkie ślady swej obecności przy egzekucjach, nie robić dziennych raportów, jak również zakazane były zdjęcia pamiątkowe, które żołnierze niemieccy często sobie robili ze swoimi ofiarami. Brak niemieckiej dokumentacji dotyczącej masowych egzekucji przyfrontowych pozwolił ludziom z żydowskiego ruchu roszczeniowego ponownie zastosować przeciwko Polakom ten sam nazistowski schemat propagandowy oskarżający o zbrodnie niemieckie miejscową ludność. Ruch roszczeniowy (World Jewish Restitution Organization) w ten sposób – wykorzystując prowokację nazistów - "udowadnia" winę Narodu Polskiego w zagładzie Żydów.

Sprawa Jedwabnego zdominowała polskie środki przekazu i promieniowała na cały świat, który dowiadywał się o niej głównie z wypowiedzi przedstawicieli ruchu roszczeniowego. Zbrodnia z 10. VII. 1941 roku miała być dowodem polskiej winy narodowej w zagładzie Żydów. W korespondencji ze mną na ten temat profesor Józef Wieczyński, główny redaktor pięćdziesięciotomowej encyklopedii Rosji użył trafnego terminu "bitwa o Jedwabne." Ta medialna "bitwa o Jedwabne" dała żydowskiemu ruchowi roszczeniowemu kolosalną ilość bezpłatnej reklamy na światową skalę. Bitwa ta pozostanie faktycznie nierozegrana do czasu przeprowadzenia badań medycyny sądowej dwu masowych grobów w Jedwabnem co pozwoli dokładnie udowodnić plan i metodę zbrodni, jak również ilość ofiar i powód śmierci każdej z nich.


Szczegóły Tragedii w Jedwabnem

Dziś wiadomo, że 10 lipca 1941 roku Niemcy terrorem poprowadzili Żydów jedwabieńskich na miejsce ich masakry. Zastrzelili około 50ciu i spalili żywcem około 250 (nie 1600, czy 1800 jak to doniosła prasa amerykańska na podstawie fałszywych informacji zawartych w książce Sąsiedzi J. T. Grossa, który zignorował sowieckie i niemieckie źródła archiwalne).
Niemcy zorganizowali sobie do pomocy Volksduetch'ow (zdrajców i szpiegów), grupę prymitywnych kryminalistów miejscowych i z okolicy, oraz - jest nie wykluczone - że tez kilku "mścicieli." Ci ostatni, jeżeli rzeczywiście tam byli to prawdopodobnie byli przekonani, że niektórzy z Żydów jedwabieńskich narazili ich samych i ich rodziny na ciężkie prześladowanie przez NKWD i zsyłki do Gułagu. Dodatkową grupę Polaków Niemcy zmusili groźbami zastrzelenia i ciosami kolb karabinów do sprowadzenia Żydów do czyszczenia bruku na rynku.
Jeszcze żyją świadkowie tej szczegółowo zaplanowanej niemieckiej egzekucji kilkuset Żydów jedwabieńskich z 10 lipca 1941 roku. Wtedy Niemcy zmusili około 300 Żydów do maszerowania w niby pogrzebie betonowej głowy Lenina straconej z pomnika w rynku.
Niemcy podzielili Żydów na dwie grupy. Pierwsza grupa była złożona z około 50 mężczyzn, na tyle silnych, że mogliby się rozpaczliwie bronić. Druga grup była złożona z około 250 osób, głównie kobiet, dzieci i starców.

Podczas gdy druga grupa była zatrzymana w tyle, pierwszej grupie Niemcy kazali wejść do malej stodoły, do której klucze skonfiskowali poprzedniego dnia, kiedy to opróżnili stodołę z przechowywanych w niej maszyn rolniczych. Pierwszej grupie Niemcy kazali kopać rów w klepisku stodoły by niby tam pochować głowę Lenina. (Gross napisał błędnie, że scena ta odbywała się na cmentarzu żydowskim). Kiedy rów był wykopany Niemcy otworzyli ogień do pierwszej grupy Żydów i prawdopodobnie kazali Polakom żeby pochowali rozstrzelanych Żydów. Głowę Lenina umieszczono na zwłokach w grobie pierwszej grupy ofiar. Wtedy Niemcy kazali drugiej grupie wejść do stodoły, którą wkrótce polali benzyną i podpalili

Stefan Boczkowski, Roman Chojnowski i pięciu innych świadków zeznało, że widzieli jak Niemcy palili stodołę pełną Żydów. Niemiecka półciężarówka podjechała z żołnierzami niemieckimi i puszkami z benzyna. Część żołnierzy zeskoczyła, a pozostali podawali im puszki, których zawartość wylali na ściany stodoły i podpalili. Płomienie gwałtownie ogarnęły stodołę.

Pirotechniczna analiza wskazuje, że Niemcy musieli użyć około 400 litrów benzyny na mniej więcej 100 metrach kwadratowych ścian stodoły żeby została natychmiast objęta płomieniami, które spowodowały śmierć ofiar zamkniętych w stodole. Ludność miejscowa nie miała wtedy w ogóle dostępu do benzyny. Ludzie mieli małe ilości nafty do lamp naftowych. Nafta do lamp zapala się przy temperaturze ponad 50 stopni Celsjusza. Trudno by było za pomocą nafty wywołać tak nagły pożar, bo nafta po prostu nie pali się tak gwałtownie jak benzyna.

Następnego dnia Niemcy zmusili okolicznych rolników do wykopania rowu wzdłuż stodoły i pogrzebania w nim rozkładające się i wydające okropny zapach ciała ludzi z drugiej grupy w świeżo wykopanym grobie.

Instytut Pamięci Narodowej ustalił w 2001 roku, że ciała ofiar masakry Żydów z 1941 roku są pochowane wyłącznie w wyżej wymienionych grobach. Niestety, ekshumacja grobów została przerwana na skutek prośby rabina. Kompletne badanie zwłok według zasad medycyny sadowej i procedury kryminalnej oparte na całkowitej ekshumacji pogrzebanych wszystkich ofiar nie zostało dokonane. Tak wiec niewiadomo ile osób zostało pogrzebanych i jaki był powód śmierci każdej z nich. Na podstawie pojemności obu grobów oceniono w przybliżeniu ilość ofiar na około 200-300 osób. Przy braku kompletnej ekshumacji i dokładnej analizy w oparciu z o zasady medycyny sadowej jakiekolwiek ostateczne sprawozdanie IPN jest bezwartościowe, bo brak ustalenia powodu śmierci każdej z ofiar i dokładnej ich ilości.

Postkomunistyczna Lewica a Prawda Historyczna

Post-komunistyczny prezydent Polski i jego post-komunistyczny premier dają poparcie ruchowi roszczeniowemu za pomocą polityki przeproszeń i skruchy za morderstwa takie jak masakra jedwabieńska, za którą oczywiście odpowiedzialny są Niemcy. Nic dziwnego że taka polityka nie tylko wzmocniła żądania Rosjan żeby Polska przeprosiła za niedopełnioną zbrodnię ludobójstwa na jeńcach rosyjskich w 1920 roku, ale również wzmacnia żądania niemieckie mające na celu obalenie ustaleń poczdamskich i warunków kapitulacji Niemiec, zwłaszcza tych które dotyczą mienia poniemieckiego w Polsce zachodniej i północnej.

Pamięć narodowa Polaków, jak i innych narodów dziś wyzwolonych spod sowieckiej dominacji zachowała obraz nieproporcjonalnie wysokiego udziału mniejszości żydowskiej i jej centralnej roli w narzucaniu jarzma sowieckiego przez stalinowski aparat terroru na kraje satelickie po Drugiej Wojnie Światowej. Ten niezaprzeczalny fakt historyczny był potwierdzony przez główne na świecie pismo kontrolowane przez Żydów - New York Times.

Absurdalna wersja tragedii jedwabieńskiej, stworzona przez J. T. Grossa i powtarzana przez Abrahama Brumberga jest teraz rozgłaszana na łamach dwumiesięcznika Sprawy Zagraniczne. Dwumiesięcznik ten dziś głosi na cały świat kłamstwa i oszczerstwa, które przedstawione są jako prawda historyczna. Rząd polski może obalić te fałsze przez dokonanie ekshumacji obydwu grobów ofiar masakry Żydów w Jedwabnem. Potrzebne jest publiczne obalenie tych kłamstw faktami materialnymi otrzymanymi przez ekshumacje - te fakty jak widać, ruchowi roszczeniowemu i jego sprzymierzeńcom są niewygodne i dlatego kompletna ekshumacja nie została przeprowadzona według wymogów medycyny sadowej. Dopiero po kompletnym przebadaniu zawartości obydwu grobów prawda będzie mogła być oficjalnie ogłoszona. Stanie się to najprawdopodobniej wtedy kiedy Polska będzie rządzić władza złożona z patriotycznych Polaków, wolnych od wpływów post-komunistycznej lewicy.


Iwo Cyprian Pogonowski, były więzień Gestapo, numer 28865 w Sachsenhausen, autor: Poland, an Illustrated History – Polska – Historia Zilustrowana (Hippocrene Books, New York, 2000), Jews in Poland, a Documented History – Żydzi w Polsce – Udokumentowana Historia (Hippocrene Books, New York, 1993), Poland, a Historical Atlas – Polska – Atlas Historyczny (Hippocrene Books, 1987)

Thursday, November 19, 2009

Masonerka żydowska Bn Br usuwa nasz krzyż ze Żwirowiska

Masonerka żydowska Bn Br usuwa nasz krzyż ze Żwirowiska

O możliwości przeniesienia papieskiego krzyża, stojącego na Żwirowisku, nieopodal byłego obozu koncentracyjnego Auschwitz w Oświęcimiu donosi belgijski dziennik "La Libre Belgique".

żródło KAI (rk /a.)

http://ekai.pl/serwis/?MID=16854

-----------------------

Dziś po 10 latach organizacje żydowskie znowu atakują Polaków w imię tzw. "dialogu"
Nakazy jak poprzednio tak i tym razem przyszły z Belgii od organizacji "Sauvegarde d`Auschwitz"
i szefa organizacji żydowskich Lazarda Pereza.

Judajczykowie znowu atakują chrześcijan, chcą usunąć nasz krzyż,
a ofiarami masowych mordów w Oświęcimiu uczynić tylko Żydów.

Do takich celów powołanych zostało wiele organizacji,
stawiających sobie za cel wynarodowienie Polaków, zniszczenie tradycji chrześcijańskich,
zapłatę gigantycznego i nienależnego haraczu oraz budowę "Judeopolonii" na terenie Polski.

Warto wiedzieć, że 9 września 2007 w Polsce reaktywowaną masońską lożę B'nai B'rith
czyli Zakon Synów Przymierza.

Siedziba B'nai B'rith mieści się w Warszawie.

----------- linki ----------

Krzyż na Żwirowisku:

http://www.naszawitryna.pl/krzyze_aus...
http://www.naszawitryna.pl/krzyze_aus...
http://www.naszawitryna.pl/krzyze_aus...

Prasa:

http://www2.rp.pl/artykul/223068_Wrac...
http://wiadomosci.onet.pl/1867334,11,1,1,,item.html

Masonerka żydowska, B'nai B'rith - Synowie Przymierza
reaktywacja 30.9.2007:

http://www.bnaibritheurope.org/bbe/co...,com_rsgallery2/Itemid,134/catid,13/limit,16/limitstart,0/lang,en_GB/

http://www.museumoffamilyhistory.org/...
https://www.jewishpress.com/pageroute...
http://www.bnaibrith.org/

------------

cele masonerii:

CZESC 1 PART 1
http://www.kki.pl/piojar/polemiki/nov...


CZESC 2 PART 2

Sunday, November 8, 2009

Rozmowa z Justyną Kowalczyk, mistrzynią świata w biegach narciarskich

Rozmowa z Justyną Kowalczyk, mistrzynią świata w biegach narciarskich





Najwięcej oczekuję sama od siebie
Nasz Dziennik, 2009-11-08
Rozmowa z Justyną Kowalczyk, mistrzynią świata w biegach narciarskich

Ma Pani na koncie złote medale mistrzostw świata, Kryształową Kulę, olimpijski brąz, status wielkiej gwiazdy sportu, a jednak wciąż pozostaje Pani tą samą osobą, co kilka lat temu, z dużym dystansem do siebie i z pokorą wobec życia. To trudne?
- Ależ skąd. Biegi narciarskie to straszliwie ciężka dyscyplina sportu. Wstaję codziennie o 5 rano ze świadomością, że przede mną trzy ciężkie treningi, które doprowadzą mnie na skraj wyczerpania. Podczas zgrupowania na lodowcu Dachstein, na wysokości 3 tysięcy metrów, biegałam dzień w dzień co najmniej po trzy godziny. Łącznie treningi zajmowały ponad dwa razy tyle. To wystarczy, by moje ego cały czas tkwiło na swoim miejscu i za bardzo się nie wychylało. Nie mam nawet czasu na zachłystywanie się sukcesami, a poza tym to nie leży w mojej naturze.

Przed Panią sezon szczególny, z igrzyskami w Vancouver jako imprezą główną. Pojawił się już dreszczyk emocji, odczuwa Pani większą niż zazwyczaj presję?
- Wiem, że będzie ciężko. Presję czuję, nie ukrywam, ale nie waszą, dziennikarzy, czy kibiców. Wytwarzam ją sama, bo sama od siebie wiele wymagam, wiele oczekuję. Jeśli sobie z tym poradzę, nie zachoruję, nie wejdę zbyt nerwowo w sezon, powinno być dobrze. Krok po kroczku, start po starcie. Na początku nie oczekuję jakichś spektakularnych sukcesów, nie zdziwię się i nie zdenerwuję słabszymi wynikami w Pucharze Świata. Potrzebuję około 30 startów, by znaleźć się w optymalnej formie. Oczywiście może się zdarzyć, że na najwyższe obroty wejdę wcześniej, ale nie szybko. Mój organizm odczuwa na razie trudy przygotowań, musi złapać świeżość, a ta przyjdzie z czasem.

Przygotowania i pracę zweryfikują dopiero zawody, teraz co najwyżej możemy mówić o wewnętrznych przekonaniach, więc o nich porozmawiajmy. Czuje Pani moc, formę - większe niż choćby w analogicznym momencie ubiegłego roku?
- Jak pan powiedział, poczekajmy do zawodów. Dziś sama nie wiem, czy jest dobrze, ciężko to wyczuć. Trenuję sama, nie mam nikogo do porównania. Hurraoptymistką przed sezonem nigdy nie byłam, ale też nie mam prawa być pesymistką. Trzeba biegać i walczyć.

Taki charakter, waleczność będą w najbliższych miesiącach szalenie istotne, zwłaszcza że natrafi Pani po drodze na sporo problemów. Podstawowy to oczywiście profil trasy olimpijskiej.
- W walce o medal olimpijski liczą się najdrobniejsze szczegóły, choćby zwykły podmuch wiatru, zły dzień, humor, nastawienie. A tu przyjdzie rywalizować nam na trasie, która kompletnie mi nie leży. I nie chodzi tu wcale o jakieś fanaberie, upodobania, próby szukania zawczasu usprawiedliwień, tylko o fizjologię. Moje mięśnie mniej się zakwaszają i dużo lepiej znoszą wysiłek, kiedy na trasie jest stromo, są na niej podbiegi itd. Tymczasem w Vancouver organizatorzy przygotowali mnóstwo prostych. Starałam się zrobić wszystko, co w mojej mocy, by się jakoś do nich przygotować, ale co tu ukrywać - jeśli się czegoś nie nauczysz w ciągu 25 lat życia, to w 26. trudno wszystko przestawiać. Ale się nie poddam (śmiech).

W składzie Pani zespołu zmienili się serwismeni. Odszedł Ulf Olsson, o którym w ubiegłym sezonie mówiło się dużo, i to dobrze, zastąpiła go myśl estońska. Może mieć to jakieś znaczenie?
- Ulf też się mylił, szczególnie w przygotowaniu nart do klasyka. Tymczasem w tej akurat materii Are Mets jest wybitnym specjalistą, przez lata pomagał wielkiemu mistrzowi, swemu rodakowi Andersowi Veerpalu. Jego pomocnik Peep Koidu nie ma tak wyrobionego nazwiska, ale jest szalenie zaangażowany. A to dla mnie jedna z najważniejszych cech, poszukiwanych i wymaganych u ludzi, z którymi współpracuję. Na razie się docieramy, testujemy, wszystko organizujemy. Forma, serce, żelazne płuca do sukcesu przybliżają, ale bez dobrze posmarowanych nart trudno marzyć o sukcesach.

Kolejna przeszkoda - rywalki. Będą mocne, szalenie mocne, szczególnie Kristina Smigun, o której wypowiada się Pani w samych superlatywach.
- Widziałam ją na treningach, wygląda niesamowicie. Wywarła na mnie ogromne wrażenie, boję się jej i wcale nie przesadzam. Rywalek mierzących w najwyższe cele będzie zresztą o wiele więcej. Nie zapominajmy, że w światowej czołówce jest przynajmniej kilka fantastycznych nazwisk, utytułowanych, z wielkimi sukcesami na koncie. Każda z nas spogląda w stronę Vancouver z nadziejami, nie tylko ja.

Wraca Pani czasami myślą do Turynu i olimpijskiego debiutu?
- Jasne, że wracam, ostatnio nawet często rozmawiali o nim ze mną trenerzy innych ekip. Byłam wtedy młodziutka, nieopierzona i przeżyłam tyle skrajnych emocji, radości, smutków, płaczu, że można by nimi obdzielić kilka osób. W Turynie otarłam się niemal o wszystko, nawet o śmierć. Mam nadzieję, że teraz tych ekstremalnych doznań będzie zdecydowanie mniej. Startuję z innej pozycji, jestem inną zawodniczką, ale z tym samym sercem do walki.

Wspominając Turyn, ma Pani przed oczyma raczej wspaniały brązowy medal czy też dramatyczny bieg na 10 km klasykiem?
- Brąz był wspaniały, heroiczny, ale chyba dominują ta niepewność i strach związane z utratą przytomności. Jeśli sportowiec ją traci, a ja straciłam przytomność, nie świadomość, to jakby ocierał się o śmierć. Nie wiedziałam, dlaczego moje serce nagle przestało funkcjonować i ja sama też. Straszne przeżycie, aż przechodzą mnie dreszcze, gdy do nich wracam. Człowiek boi się takich rzeczy.

Wtedy atakowała Pani światową czołówkę, dziś sama wyznacza trendy, rywalki Panią podpatrują, starając się choć trochę poznać tajemnicę Pani sukcesów. To musi być miłe uczucie?
- Wie pan, co jest fajne? Kiedy biegnę i słyszę, jak inni trenerzy mówią do swoich zawodników: "Patrz na Justynę i spróbuj biec jak ona". To są chwile, które dodają mi skrzydeł i uświadamiają, że czegoś dokonałam, do czegoś doszłam.

Poprzedni sezon był jak z marzeń, snów. Kolejny może być podobny?
- Był jak z marzeń. Wszystkie swoje biegi oglądałam po dziesięć razy, oczywiście bardziej pod kątem technicznym, teoretycznym czy taktycznym, niż żeby się napawać, chełpić. Ale coś mi uświadamiały. Takie seanse były też pomocne podczas ciężkich, wyczerpujących treningów. Pokazywały, jak szybko można biec, gdy przeżyje się zajęcia (śmiech). Teraz przed Vancouver czuję pewną bojaźń, respekt, szacunek. Pewnie one zmobilizowały mnie do jeszcze bardziej efektywnej pracy, słyszałam zresztą, jak trener chwalił mnie za pokonywanie zakrętów, zjazdów w Dachstein. Na treningach nogi jednak nie bolą tak bardzo, stres nie jest tak duży, nie odczuwa się żadnej presji i można sobie spokojnie w głowie układać trasę kawałek po kawałku. Na zawodach nie zawsze uda się to zrobić tak, jakby się chciało.

Ma Pani na pewno świadomość, że przed olimpijskim startem na Pani barkach spoczną nadzieje milionów kibiców. Nie sparaliżują?
- Szanuję kibiców, dziękuję im za wielkie wsparcie, ale będę biegła przede wszystkim dla siebie, trenera i drużyny. Biegi to moje życie. Sama od siebie najwięcej wymagam i oczekuję. Spoczywa na mnie odpowiedzialność za ludzi, którzy ze mną pracują, poświęcają swój czas i zdrowie. Gdy przegrywam, przegrywają i oni. Bardzo bym chciała zdobyć kolejny olimpijski medal, ale pamiętajmy o tym, że w historii zimowych igrzysk polscy sportowcy zaledwie siedem razy stawali na podium. Dlatego proszę, nie oczekujcie, że w Vancouver wywalczymy nagle pięć krążków. Mogę tylko obiecać, że wszyscy zrobimy, co w naszej mocy, by zrealizować swe marzenia. Ja chciałabym, stając na olimpijskim starcie, móc powiedzieć, że uczyniłam wszystko, by przygotować się do niego jak najlepiej.

Dziękuję za rozmowę.

Piotr Skrobisz